Ad Redaktara. Na ciemru, jakaja aharnuła rodny kraj, ludzi reahujuć pa-roznamu. Miarkujučy pa redakcyjnaj pošcie, mnohija, chto raniej redka pisaŭ, stali pisać — paviedamleńni, uspaminy, nazirańni, a niechta i vieršy. I ŭ hetaj paezii ciomnych dzion ja vyrazna adčuvaju matyvy z «pieršaha našaniŭskaha pieryjadu», pačatku XX stahodździa. Niekalki takich vieršaŭ my apublikujem hetymi dniami. Z časam hetyja psieŭdanimy raskryjucca.
Nieznajomyja vokny,
nieznajomyja ludzi…
Sakavik na nadvorku,
a ci viasna tut budzie?
Tut kaliści žyli my,
mieli mary, nadziei,
a ciapier u pašanie
machlary dy zładziei.
Nie žyviom — vyžyvajem,
nie žyćcio — isnavańnie.
Pierarezali žyły
i pakinuli ŭ vańnie.
Zamiest maraŭ — pusteča,
choład hleby astyłaj.
Lamantuje nadzieja
pa-nad śviežaj mahiłaj,
i źlivajucca huki
ŭ kałychanku raspadu:
«Ŭsio minaje, moj chłopčyk.
Kviecień hetaha sadu
ŭžo nikoli nie ŭbačać
tvaje zhasłyja vočy.
Zasynaj nazaŭsiody
u krai viečnaj nočy…»
Vyjdzie siejbit — ci znojdzie
łapik hleby prydatnaj,
ci adno tolki pustku
pad niahašanaj vapnaj?
Kamientary
dumajecie - nie bačna, jak Biełaruś uparta padvodziać da vajny?