Vajna pad dachami, albo Kampot z vosieńskich dzičak
U našaj «stabilna kvitniejučaj» krainie idzie hramadzianskaja vajna. Kamierton Siarhieja Vahanava.
10.12.2011 / 09:52
Hetaje sumnaje adkryćcio ja zrabiŭ, kali čytaŭ elektronny list ad stryječnaha brata z Kazani. Jakraz na tym miescy, dzie jon paviedamlaŭ pra chleb, ja pačuŭ brudnuju łajanku za ścianoj, što adździalaje mianie ad susiedziaŭ: «Pajšła ty ŭ ž... sa svajoj ekanomijaj!»
Treba skazać, što susiedzi maje — maci z dačkoj, ziaciem, unukam i ŭnučkaj — ludzi cichija, ni kryku, ni lamantu ad ich ja nikoli nie čuŭ. Haspadynia zaŭsiody vitałasia strymana, maŭklivym kiŭkom hałavy, adpaviedna svajoj davoli vysokaj, namienkłaturnaj jašče ad savieckaha času, pasadzie. Praŭda, jak tolki straciła pa ŭzroście pasadu, stała bolš dobrazyčlivaj, pry sustrečach cikavicca, jak žyćcio...
I voś na tabie, na dačku — «pajšła ty...»! Vajna!
Raptam padumaŭ: «A ja ž taksama što ni dzień bieznadziejna bjusia z žonkaj i ŭnučkaj, kab hasili za saboj śviatło, nie lili zališniuju vadu, kali myjucca, a posud ciorli pad taniusieńkim curkom...»
Pra siabie ž viedaju, što zvyčka ekanomić naradziłasia z taho davoli praciahłaha ad apošniaj vajny času, kali maci padkručvała knot smurodnaj hazoŭki, kab jaje śviatła, što kidała na stol žachlivyja cieni, chapiła da ranicy...
Ale siońnia što za vajna?!
Cichaja, małaprykmietnaja, ale sapraŭdnaja vajna pad dachami — ź linijaj frontu, z teroram «žyrovak» i achviarami ŭ vyhladzie zrujnavanych stasunkaŭ...
Vajna, tak by mović, jakuju raspačała dziaržava.
Darečy, heta tradycyjny zaniatak i byłoj savieckaj, i ciapierašniaj niezaležnaj našaj dziaržavy, lubimaja hulnia — pravakavać vajnu ludziej suprać ludziej, tolki kab nie suprać jaje.
«Mama, — piša brat, — u 47-m hodzie pajechała ŭ Kazań šukać u MDB svoj dypłom ab vyšejšaj budaŭničaj adukacyi, jaki adabrali pry jaje aryšcie i vysyłcy paśla rasstrełu baćki ŭ 37-m. Kali znajšła, heta adrazu zrabiła jaje ITR, jakim bolš davałasia chleba. Raniej adrazali ad buchanki, a ciapier atrymlivali cełuju...».
Pryčym tut, spytajecie vy, naša «kvitniejučaja» dziaržava?
Prytym, što, ustaloŭvajučy tak zvanyja normy spažyvańnia, znoŭku pačała «adrazać ad buchanki» i, sama źbiadniełaja ŭščent, zaŭziata vučyć biednatu ekanomić i vyšukvać «vorahaŭ». Navat vakoł siabie.
Niadoŭha, adnak, ciahnułasia «mirnaje suisnavańnie». Vajna!
Jak uzbudziłasia raptam, pajšło ŭ ataku dziaržaŭnaje čynavienstva! To ministr, to namieśnik... To premjer, to vice...
Apošniuju natacyju ad imia dziaržavy pračytała spn.Jermakova: «Urešcie, čałavieku niamnoha treba! A na žyćcio skardziacca, jak praviła, nie samyja biednyja. Vy pamiatajecie pratestnyja akcyi, kali krychu padaražeła paliva? Chto pratestavaŭ? Ludzi na krutych inšamarkach... Tak, siońnia treba ekanomić, ličyć. Ale tak žyvie ŭvieś śviet».
Taki voś «kłasavy padychod» zachavalnicy pazyčanaha valutna-załatoha reziervu.
Tak, u krainie jość biznesoŭcy, ale biznes-kłasa niama.
Jość pradprymalniki, ale «siaredniaha kłasa» niama.
Amal usio nasielnictva pieratvaryłasia, tak by mović, u «ekanom-kłas», jaki na sabie spaznaje vialikuju, navat losavyznačalnuju roźnicu pamiž «ličyć hrošy» i «ličyć apošnija hrošy»...
...Praź jaki tydzień ja ledź nie sutyknuŭsia z susiedkaj la padjezdu. Trochi rasčyrvanieŭšysia, jana šparka išła nasustrač, trymajučy ŭ rukach stary žanočy kapialušyk, nabity ćviordymi, nibyta dziciačyja kułački, zialenymi jabłyčkami. Adno zvaliłasia, pakaciłasia pa asfalcie, druhoje... Ja kinuŭsia padymać: «Heta ž dzički, navošta vam?» — «A kampotu navaru... Daŭno nie było kampotu»...
Kaliści tut, u samym centry horada, zdaŭna kvitnieli sady na pryvatnych sialibach. U 60-ch i chaty, i sady pajšli pad nož. Ale, dziakuj Bohu, zachavalisia dzie-nidzie jabłyni. Ździčeli, praŭda, ale ŭviesnu kvitniejuć, a vosieńniu zvonka syplucca jabłyčkami na asfalt.
Dy i toje dziakuj Bohu, dzivosnaja sioleta, nieskančonaja vosień. Niama na što narakać...
Hladzieć taksama:Siarhiej Vahanaŭ. Sudździa Stuk i prakuror Stuk
Siarhiej Vahanaŭ. Razrub, ci Vizitoŭka ad Rasii.